Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Justyna i Michał do Kikoła przeprowadzili się z Islandii. Surowy klimat, ale ludzie serdeczni

Małgorzata Chojnicka
Małgorzata Chojnicka
Od lewej Karolinka, Oliwia, Justyna i Michał
Od lewej Karolinka, Oliwia, Justyna i Michał Małgorzata Chojnicka
Justyna Wesołowska i Michał Klejnowski wraz z córkami spędzili osiem lat na Islandii. Mieszkali w mieście Reyðarfjörður na wschodzie wyspy. Ona pracowała w domu opieki dla seniorów, a on w hucie aluminium. Z tęsknoty za najbliższymi postanowili wrócić do kraju. W listopadzie ubr. kupili dom w Kikole.

Nikt nie zaprzeczy, że Islandia jest miejscem wyjątkowym, który urzeka surowością przyrody. Występują tam zjawiska, dość rzadko spotykane na świecie - wybuchy wulkanów czy wyrzuty gorącej wody przez gejzery. W 2010 r. wybuch wulkanu Eyjafjallajökull doprowadził przecież do tak wielkiej chmury pyłów nad Europą, że sparaliżował ruch lotniczy. Szczególnie duże wrażenie robi okres czteromiesięcznej nocy polarnej i piękny spektakl świetlny, jakim jest zorza polarna.

- Najpierw Michał wyjechał do pracy, a po kilku miesiącach postanowił nas ściągnąć do siebie – opowiada Justyna Wesołowska. – Dołączyłam do niego z dziewczynkami. Karolinka była maleńka, a Oliwia chodziła do trzeciej klasy szkoły podstawowej. W islandzkiej podstawówce, do której chodzi się dziesięć lat, trafiła od razu do klasy czwartej. Wykonała gigantyczną pracę i bardzo szybko nauczyła się islandzkiego, który nie jest łatwym językiem. Oprócz niego uczyła się angielskiego i duńskiego. Szkołę tę ukończyła z wyróżnieniem. Może matka nie powinna tego mówić, ale podziwiam ją za niezwykłą wytrwałość i pracowitość.

Szkoła islandzka różni się od polskiej!

Szkoła islandzka różni od polskiej, bo tam stawia się na to, by człowiek był samowystarczalny i radził sobie w każdych warunkach. Nie ma też takiego podziału, że coś jest męskie, a coś przeznaczone dla kobiet. Na drutach robić uczą się wszyscy, podobnie jak majsterkowania czy pieczenia ciast. Od czternastego roku życia pracują po szkole i do momentu, gdy ukończą 26 lat nie płacą podatku. Pracodawca odprowadza składki emerytalne i ten okres pracy liczy im się normalnie do emerytury.

- Najpierw pracowałam w przedszkolu, gdzie zajmowałam się albo najstarszymi dziećmi, albo ośmiomiesięcznymi maluchami – mówi Oliwia. – Gdy odebrali je rodzice, pomagałam jeszcze w sprzątaniu. Tu praca była od poniedziałku do piątku, bo do piekarni przychodziłam również w soboty. Praca nie była ciężka. Wstawiałam bułki do piekarnika lub je wyjmowałam, a jak było trzeba dokarmiałam zakwas. Niesprzedane pieczywo w danym dniu pracownicy otrzymywali do domu za darmo.
Teraz jest uczennicą klasy pierwszej o profilu biologiczno-chemicznym w Liceum Ogólnokształcącym w Lipnie. Najwięcej problemów przysparza jej matematyka, ale szybko odnalazła się w nowej rzeczywistości.

Karolinka chodzi do klasy IIb Szkoły Podstawowej im. I. A. Zboińskiego w Kikole. Pomimo, że uczyła się w języku islandzkim w swym ojczystym języku mówi bez żadnych naleciałości.

– W domu mówiliśmy wyłącznie po polsku, a dziewczynki czytały polskie książki – kontynuuje pani Justyna. – Dzięki temu nie seplenią, co się dzieje w przypadku, gdy dzieci więcej mówią po islandzku niż w swoim ojczystym języku. Mam porównanie, bo na Islandii mieszka bardzo dużo Polaków.
Jest bardzo samodzielną dziewczynką. W ostatnie wakacje przed powrotem do Polski, gdy była sama w domu, upiekła ciasto drożdżowe i zrobiła pizzę! – Ja takich rzeczy uczyłam się już w przedszkolu – zdradza Karolinka. – W polskiej szkole jest inaczej, ale też bardzo fajnie.

Trwa głosowanie...

Czy lubisz podróżować?

Klimat na Islandii jest wyjątkowo surowy

Islandzki klimat jest bardzo depresyjny. Lato trwa trzy miesiące, a pozostała część roku jest bardzo ponura.

– Tam gdzie mieszkaliśmy pogoda była naprawdę trudna, chociaż temperatury nie należały do niskich – opowiada Michał Klejnowski. – We znaki dawał się wiatr, często padający deszcz i śnieg. Miasto jest położone nad fiordem i można było tam zobaczyć padający w poprzek deszcz. Moje zatoki źle zniosły ten klimat. Nękały mnie ciągłe zapalenia, przez które straciłem część zębów. Nie tylko pracowaliśmy, ale również zwiedzaliśmy Islandię. Mieliśmy okazję wejść do krateru wulkanu, a nawet sfilmować wybuch gejzeru. Tu nam się poszczęściło, bo czekaliśmy może ze dwadzieścia minut. Mogłem się też oddawać swojej wędkarskiej pasji.

Na wschodzie wyspy nie daje się we znaki aktywność wulkanów, ale wybuch Eyjafjallajökull w południowej Islandii odczuli wszyscy. – Koleżanki z mojej klasy chodziły wtedy do przedszkola i opowiadały mi się, co się działo – wspomina Oliwia. – Wszystkie dzieci przeniesiono do jednego pomieszczenia, aby przeczekać najgorsze w jak największym skupieniu. Wszystkie drzwi i okna były pozamykane. Rodzice mogli je odebrać dopiero wieczorem, gdy pył wulkaniczny opadł.

Islandia jest krajem drogim do życia, ale zarabia się dużo. Wszystkie nadgodziny czy praca w święta są bardzo dobrze płatne. Nie istniej praca „na czarno” czy pensja płacona w kopercie. – Prawa pracownika są rygorystycznie przestrzegane i wszystko odbywa się legalnie – wyjaśnia pan Michał. – Państwo ma wgląd w konta bankowe obywateli. Tam niczego nie da się ukryć. Bardzo rygorystycznie jest kontrolowana sprzedaż alkoholu. Łatwiej jest z załatwianiem spraw urzędowych, bo większość z nich można załatwić online. W Polsce jest dokładnie na odwrót. Od listopada nie udało nam się jeszcze uporać z wszystkimi formalnościami.

- Islandczycy bardzo szanują pieniądze – dodaje pani Justyna. – Ubierają się skromnie, jeżdżą wieloletnimi samochodami. Na co dzień trudno spotkać kobietę w pełnym makijażu i ze zrobionymi paznokciami. Stawiają na wygodę.

Surowy klimat przyczynił się do tego, że kuchnia jest mało urozmaicona. Jedzenie jest tłuste i bardzo przetworzone. Dominują ryby, baranina i konina. Jest nawet święto, podczas którego jada się gotowaną baranią głowę, co dla nas jest trudne do przejścia. Podobnie jak zjedzenie gulaszu z baranich jąder. – Gdy pracowałam w domu opieki, zostałam poczęstowana gotowaną głową owcy – kontynuuje. – Musiałam trochę zjeść, by pokazać, że szanuję tamtejsze tradycje. Łatwe to jednak nie było.

Na Islandii żyje się wolniej

Gdy Karolinka poszła do przedszkola, pani Justyna zaczęła pracować w domu opieki dla seniorów. Tam taka forma spędzania starości jest na porządku dziennym. Dzieci odwiedzają rodziców, ale bezpośrednio się nimi nie opiekują.
– Jedną z moich podopiecznych była pani, którą zaczęłam się zajmować, gdy miała 102 lata – mówi pani Justyna. – Była bardzo elegancką kobietą, zawsze sama robiła sobie makijaż i nosiła korale. Przeżyła aż 105 lat! Właśnie seniorzy nauczyli mnie mówić po islandzku. Pokazywali dany przedmiot i powtarzali do skutku. Nigdy nie czułam się oceniana. Tam nikt nie śmieje się z kogoś, że coś mu nie wychodzi. Islandczycy są cudownymi, serdecznymi ludźmi, którzy nigdzie się nie spieszą. Jeśli czego nie zrobisz dziś, to zrobisz to jutro. Dla nich najważniejsze jest to, by się niepotrzebnie nie denerwować. Na Islandii żyje się zdecydowanie wolniej!

Od listopada mieszkają w Kikole w powiecie lipnowskim i remontują dom. Wybrali to miejsce, bo spodobało się im jezioro. Teraz powoli się urządzają i przestawiają swoje życie na inne tory.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Justyna i Michał do Kikoła przeprowadzili się z Islandii. Surowy klimat, ale ludzie serdeczni - Lipno Nasze Miasto

Wróć na aleksandrowkujawski.naszemiasto.pl Nasze Miasto